poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział dwudziesty piąty

,,Jestem lunatykiem.
Prowadzi mnie światło księżyca.
I twoje wygasające oczy.
Czuje, że to koniec.
Nie chcę tego.
Nie mogę na to pozwolić, byś nagle zniknęła.
W końcu przysięgałaś, że będziemy razem na zawsze''
*Perspektywa Eleny*
Byłam całkowicie zagubiona. Może dlatego wczoraj się tak schlałam i naćpałam. Nikogo tu nie znam. Dopiero dziś zadzwonił do mnie Jasper, że Bella mi nigdy tego nie wybaczy, że wczoraj ją zostawiłam. Ona była w szpitalu, a ja nawet nie pamiętam, że ktoś mi cokolwiek mówił. Dziś z rana rozmawiałam z tatą. Powiedział, bym natychmiast poszła do przyjaciółki, bo...Bo nie wiadomo czy przeżyje. Obiecywała. Wszystko sobie przypomniałam.niestety nie miałam okazji nawet jej o tym powiedzieć. Ale nie wierze, że mogłabym któregoś dnia jej nie zobaczyć. Przecież wszystko zaczynało się układać...Powoli, ale jednak/. Tak bardzo ją kocham. Po dziesięciu minutach znalazłam się w szpitalu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to płaczący Jasper. Miałam złe przeczucia. Bardzo złe.
-Jazz, co się stało?
-Ty się kurwa masz czelność tu pokazywać?! Ty sobie żartujesz?!
-Co...co się stało?-ledwo wyjąkałam.
-Nie żyje, rozumiesz?! Ona nie żyje!- wstał z krzesła i pobiegł przed siebie. A ja? Stałam jak idiotka i nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Przecież to nie możliwe, by ona mnie po prostu zostawiła. To nie możliwe, że jutro już nie zobaczę swojej kochanej siostrzyczki. Ona musi się za chwile obudzić. Zobaczę jej uśmiech, nawet jak będzie odrobinkę wymuszony. Dlaczego ona zawsze udawała, że jest dobrze? A ja jak ta idiotka wierzyłam jej zapewnieniom, że sobie radzi. Czułam się całkowicie bezsilna w tym całym gównie. Czy to możliwe, że właśnie straciłam ją na zawsze, a ostatnie nasze wspólne dni spędziłam na użalaniu się nad sobą, niż próbach, by jej pomóc. Jasper ma racje. To ja miałam ją w dupie. Ona zawsze przejmowała się mną bardziej niż sobą. Przecież właśnie tak było od zawsze. Czułam ból w okolicy serca. Nigdy nie pomyślałabym, że strata jakieś osoby może tak bardzo bolec. Powoli moje serce rozpadało się na miliardy kawałeczków. Nie zdołałam jej pomóc. To tak cholernie boli. Nigdy nie podejrzewałam, że wszystko zostanie tak przerwane. Tak brutalnie, jak błyskawica w nocy. Ni mogłam wyjść z tego szoku. To nie tak miało być. To nie może być koniec. Podeszłam do taty.
-Eleno, wracaj do domu. To już bez sensu.
-Chce ją zobaczyć.- Widziałam, że on też cierpiał. W końcu traktował ją jak córkę.
-To wykluczone.
-Daj mi się z nią pożegnać.
-Jesteś pewna?
-Tak. To moja siostra.
-Ale pójdziesz z Parkerem. Ja nie dam rady oglądać jej martwej.
-Ok.-po pięciu minutach byliśmy już obok kostnicy. Lekarz patrzył cały czas współczująco w moją stronę. Otworzyliśmy drzwi. Błądziłam po między zimnymi ciałami. Było mi niedobrze. Zobaczyłam kogoś w  kącie. Żywego. Pomimo, że była tyłem poznałam ją od razu. To była Bella. Ona żyła! Płakała, była cała roztrzęsiona i wyglądała jakby miała za moment zemdleć. Cięła się. Po całej długości jej dłoni spływały strużki krwi. Kurwa. Frajerzy jebani. Ona żyje, a miała nie żyć. Moment. A może jednak zwariowałam  i to tylko jakieś jebane omamy? Przecież to nie możliwe, by się tak pomylili. Spojrzałam na Parkera, który pobiegł po mojego ojca. Czyli to prawda. Podeszłam do Belli i delikatnie ją przytuliłam. Widziałam w jej oczach, że chce mnie odepchnąć. Była przerażona. Ledwo oddychała. Nie reagowała. Nie oddała uścisku. A co jeśli mnie znienawidziła za to, że wczoraj nie przyszłam?
-Bello?-odezwał się mój ojciec. Miał podpuchnięte oczy. Zapewne zanim się dowiedział, że ona jeszcze żyje płakał. -Kochanie jesteś już bezpieczna.-Pokazał mi gestem bym zabrała jej żyletkę. Bałam się, że przez przypadek ją przetnie, ale udało mi się. I tak była za słaba. Zabraliśmy ją do domu. Jasper jak się dowiedział, że jednak Bella żyje zaczął piszczeć jak mała dziewczynka do słuchawki. Wspólnie postanowiliśmy, że Issie zostanie u nas, a Jasper spokojnie pojedzie na warsztaty aktorskie. Chciał ją zabrać, ale przecież w takim stanie to na pewno nie jest dobry pomysł. Teraz już musi być dobrze. Dostałam drugą szansę i tym razem ją wykorzystam. Poza tym Bells może liczyć na mnie, na moich rodziców, na Stefana, Edwarda i Damona. Więc nie jest sama. I już nigdy nie będzie. Za bardzo jest dla nas ważna.
,,Tylko nadzieja, że jutro będzie lepiej pozwala mi zasnąc.
Bez względu na przeszłość i teraźniejszość.
Walczę by jutro się wszystko ułożyło.
A jak nie jutro to za tydzień.
Mam tyle czasu, by wszystko zdążyło się ułożyć.''

*****************************************************************************

Issie No wiec rozdział miał być Selinki, ale jednak zdecydowałam się go napisać. Wiem, że to nie jest jakieś specjalnie mądre i okrzesane, ale cóż....Pisarką nie jestem na szczęście..No więc mam nadzieje, że ujdzie. Oby. A jak nie to hejty również przeżyje. Buziaki, Issie:*

Selinka: Rozdział jest świetny i ten optymistyczny koniec. Mam nadzieję, że uda mi się szybko napisać NN.
Czekamy na komy.
Buziaki
Selinka :*





2 komentarze:

  1. pierwsza :) super czekam na kolejne :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział
    suuuper :) Jak przeczytałam, że Bella nie żyje, cały świat mi się
    zawalił... Przecież to opowiadanie bez niej lub Eleny nie ma prawa bytu!
    Ale na szczęście wszystko się wyjaśniło i Bella jednak żyje :) Chwała
    wam za to!
    No dobrze, wszystko zaczyna się układać, Elena nadal sobie wszystko
    przypomina... Myśli, że ona, Stefan, Damon i Edward pomogą Belli stanąć
    na nogi... Ona jeszcze (chyba) nie wie, że Damon, jak i Edward zakochali
    się w Issie... Ja tutaj czuję ostrą rywlizację o serce Belli... Dobra,
    jest Edward (kocham *.*), jest Damon, ale którego wybierze Bella? Ja
    sama jestem za Edwardem, bo jakoś nie umiem wyobrazić sobie Belli z
    Damonem... No ale zobaczy się, co wy tam dla nas wszystkich
    przygotujecie ;)
    Czekam już z niecierpliwością na nn :) Pozdrawiam gorąco i przesyłam
    ogromne nakłady weny dla was, dziewczyny! ;*

    OdpowiedzUsuń